Ochrona inwestorów przed skutkami bezprawnych zachowań twórców startupów | Co do zasady

Przejdź do treści
Zamów newsletter
Formularz zapisu na newsletter Co do zasady

Ochrona inwestorów przed skutkami bezprawnych zachowań twórców startupów

Zdaniem analityków tylko 10% startupów odnosi sukces. Aż 90% z nich upada, z czego 20% już w pierwszym roku działalności. W oficjalnych wypowiedziach przyczyn tego stanu rzeczy upatruje się w tym, że założyciele tych bytów gospodarczych, tworząc swoją ofertę rynkową, zapominają o tak istotnych kwestiach jak identyfikacja potrzeb klientów, istnienie rzeczywistej luki na rynku, konkurencja oraz unikalność usługi lub produktu. Nieoficjalnie, np. w komentarzach do publikacji internetowych, padają dużo cięższe zarzuty, takie jak ten, że większość startupów ma służyć wyłudzaniu lub praniu pieniędzy.

Można bagatelizować tego typu komentarze – twierdząc, że są one pisane anonimowo, przez hejterów i zazdrośników, którym zabrakło pomysłowości lub odwagi, by samemu zaistnieć w biznesie. Tak, nikt odpowiedzialnie nie może twierdzić, że w większości szybko upadających startupów dochodzi do oszustw, malwersacji lub innych nadużyć.

Niemniej takie zjawiska występują, mają specyficzne oblicze w startupach i dotykają niemałej grupy inwestorów.

Startup jako innowacyjne przedsięwzięcie

Źródła tego problemu wypływają już z samej charakterystyki startupów. Dominuje pogląd, że startup z zasady działa w nowych, czyli niezbadanych, obszarach rynku. W niszy rynkowej, która nie została jeszcze odkryta i zagospodarowana. Ma być przedsięwzięciem stworzonym w celu wytworzenia nowych produktów i usług w warunkach ekstremalnej niepewności. Zakłada się, że startup będzie kreował zupełnie nowy, nieznany rynek zbytu. Nadto, jak dowodzi Steve Blank, startup nie jest małą wersją dużej firmy. Wiele więc metod i instrumentów służących ocenie „klasycznych” form przedsiębiorczości – pod kątem adekwatności ich oferty rynkowej, efektywności organizacyjnej, poprawności (racjonalności) procesu decyzyjnego oraz rentowności działania – może nie mieć zastosowania w przypadku startupu.

Przy takiej narracji jest oczywiście znacznie łatwiej przekonać inwestorów, by wyłożyli pieniądze na przedsięwzięcie trudne do rynkowej weryfikacji i skalowania. Łatwiej jest też argumentować, że model organizacyjny i proces produkcyjny startupu, podobnie jak dobór kooperantów, zarządzanie i kontrola, wręcz muszą wyglądać inaczej niż w „klasycznej” firmie. Inwestorzy są przekonywani, że powinni spokojniej podchodzić do ewentualnych niepowodzeń biznesowych (w tym finansowych) startupu, bowiem uświadomienie klientom ich potrzeb oraz wykreowanie rynku zbytu z zasady musi pochłonąć znacznie więcej czasu i zasobów, aniżeli rozepchnięcie się na istniejącym już rynku.

To daje sposobność do podejmowania działań nieuczciwych, mających na celu wyłudzenie lub defraudację środków finansowych pozyskanych na założenie lub rozwój działalności startupu. A na to nakłada się jeszcze niefrasobliwość inwestorów. Ci – wbrew klasycznej teorii finansów – często nie są racjonalni. Jak dowodzą publikacje z zakresu ekonomii behawioralnej, inwestorzy często podejmują decyzje nie wykorzystując wszelkich dostępnych informacji. Nie kierują się stałymi preferencjami oraz mają bardzo niekonsekwentny stosunek do ryzyka.

I niewiele tu zmieni fakt, że z ogólnodostępnych publikacji można się dowiedzieć, że inwestycje w startupy cechują się najwyższym poziomem ryzyka i powinny być dostępne wyłącznie dla doświadczonych inwestorów. Że istnieje bogata oferta różnych usług doradczych, które mają bezpiecznie przeprowadzić inwestora przez proces uprzedniej kontroli (audytu) startupu, podejmowania racjonalnej decyzji o zaangażowaniu się w to przedsięwzięcie, zawierania umowy inwestycyjnej, monitorowania inwestycji oraz wyjścia z niej w dogodnym momencie. Nazbyt wiele jest przykładów na to, że żądza zysku i chęć skorzystania z „okazji”, łatwowierność oraz ignorowanie ogólnych prawidłowości dotyczących relacji między stopą zwrotu a ryzykiem powodowały, że inwestorzy zamykali oczy na statystyki, wpadali w pułapkę lub bezkrytycznie kontynuowali swój udział w fikcyjnym przedsięwzięciu.

Taki stan rzeczy bez wątpienia stanowi wyzwanie dla praktyki prawa, w szczególności wymiaru sprawiedliwości.

Startup jako oszustwo gospodarcze

Wydaje się, że mniejszym problemem dla wymiaru sprawiedliwości są sprawy, w których można „organizatorom” startupów przypisać oszustwo gospodarcze (art. 286 § 1 Kodeksu karnego; o oszustwie gospodarczym piszemy szerzej w artykule Wierzyciel wobec oszustwa gospodarczego).

W świetle aktualnego orzecznictwa (patrz np. wyrok SN z 21 lutego 2024 r., III KK 283/23 oraz wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie z 19 lipca 2022 r., III K 201/19) za oszustwo należy uznać pozyskanie finansowania (pożyczki) dla startupu:

  • na podstawie tak sfałszowanego biznesplanu, aby u inwestora wywołać nieprawdziwy obraz rzeczywistości (co do wysokości przychodów, które można będzie osiągnąć z działalności startupu),
  • przy rażącym zawyżeniu kosztów działalności i pełnej świadomości nierentowności przedsięwzięcia gospodarczego,
  • gdy część uzyskanych środków finansowych spożytkowano wprawdzie na działalność startupu (wynagrodzenia dla kooperantów i pracowników, podatki itp.), ale tylko po to, aby wywołać u inwestora mylne przekonanie, że startup prowadzi właściwą aktywność gospodarczą i realizuje cel wyznaczony w umowie pożyczki,
  • gdy większą część uzyskanych środków finansowych wydatkowano niezgodnie z ich przeznaczeniem określonym w umowie pożyczki, na potrzeby innego podmiotu gospodarczego.

Wskazane działania dają podstawę do nałożenia na sprawcę tego deliktu nie tylko odpowiedzialności karnej, ale także odpowiedzialności odszkodowawczej, do pełnej wysokości wyłudzonego od inwestora finansowania.

Doniosłe znaczenie praktyczne ma tutaj fakt, że dla oceny przestępczego charakteru czynu z art. 286 § 1 k.k. nie ma istotnego znaczenia, że pokrzywdzony inwestor nie sprawdził należycie kondycji finansowej startupu, realności jego konceptu handlowego czy jego zdolności wytwórczych. Nawet skrajna nieodpowiedzialność pokrzywdzonego inwestora nie dekompletuje znamion oszustwa popełnionego przez „organizatora” startupu. Okoliczność, że przy dołożeniu należytej staranności pokrzywdzony inwestor mógł wykryć wprowadzenie go w błąd, nie powinien wpływać na ocenę karnoprawną i odszkodowawczą zachowania sprawcy wprowadzenia w błąd. Tak więc nawet łatwowierny inwestor, któremu obiektywnie można by było przypisać brak racjonalności czy chciwość, jeżeli został oszukany w rozumieniu art. 286 § 1 k.k., ma – w świetle aktualnego orzecznictwa – szansę na ochronę odszkodowawczą.

Gdy w startupie dochodzi do niegospodarności

Sytuacja inwestora jest znacznie trudniejsza, kiedy niepowodzenie przedsięwzięcia nie jest wynikiem oszustwa, ale skutkiem niegospodarności osób zarządzających startupem. Również wtedy, gdy koncepcja rozwoju startupu lansowana przez jego twórców okazała się całkowicie nietrafna – czyli gdy w pewnym momencie stało się oczywiste, że oferta startupu jest odrzucana przez rynek.

Można być pewnym, że w takiej sytuacji organizator startupu będzie się bronił przed jakąkolwiek odpowiedzialnością prawną wobec inwestora, wskazując na opisywany powyżej charakter startupu – że z zasady działa on w warunkach ekstremalnej niepewności i z góry było wiadomo, że jest tylko 10% szans na powodzenie. Będzie się rzecz jasna powoływał na to, że działał w granicach uzasadnionego, dopuszczalnego ryzyka gospodarczego. I trzeba się liczyć z tym, że taka argumentacja może przekonać sąd, o ile inwestor nie przedstawi dowodów na to, że było inaczej.

Czy w takim razie inwestor jest bezsilny, jeżeli dotknęły go skutki „tylko” niegospodarności twórcy startupu?

Przepisy Kodeksu karnego opisują czyn zabroniony polegający na niegospodarności (nazywany też czynem nadużycia zaufania; art. 296 k.k.). Czyn taki można popełnić nawet nieumyślnie (art. 296 § 4 k.k.) – np. działając lekkomyślnie i nie dochowując należytej staranności. Przed taką odpowiedzialnością można się bronić, wykazując, że działało się w granicach dopuszczalnego ryzyka gospodarczego, co strona przeciwna oczywiście może próbować podważać.

Należy więc uznać, że w polskim systemie prawnym istnieją instrumenty prawne, które mogą chronić inwestora przed skutkami niegospodarnego zarządzania startupem. Na ile skutecznie? To już zależy od stanu faktycznego konkretnej sprawy oraz determinacji inwestora, aby wykazać (przy pomocy ekspertów z odpowiednich dziedzin), że realizując określony koncept gospodarczy startupu, przekroczono granice dopuszczalnego ryzyka gospodarczego.

Przed wymiarem sprawiedliwości stawia to trudne zadanie, ale trzeba mieć nadzieję, że sądy sobie z nim poradzą. Jak widzimy na przykładzie cytowanego powyżej orzecznictwa, sądy zaczynają wykazywać się wyczuciem i rozumieniem problematyki startupu oraz potrzebą ochrony słusznych praw inwestorów.

Adam Studziński, adwokat, Jan Ciećwierz, adwokat, praktyka postępowań sądowych i arbitrażowych kancelarii Wardyński i Wspólnicy